czwartek, 3 kwietnia 2014

Kiedyś już poruszyłam temat książek, (http://fa90.blogspot.com/2013/03/cum-tacent-clamant.html) ale chciałabym do niego wrócić. A raczej mam zamiar wspomnieć o ekranizacjach niektórych książek. Zadziwiające jest dla mnie to, jak bardzo mogą rożnić się od siebie- Wizja autora książki i reżysera. Czasami wychodzi to na dobre, ale często po obejrzeniu filmu myślę "po co ktoś to zrobił?", czuję niedosyt i niekiedy jestem zawiedzona tym, jak bardzo można zniszczyć historię zapisaną wcześniej na papierze. W dzisiejszych czasach jest to zapewne spowodowane pędem za pieniądzem - wiadomo- jeśli książka dobrze się sprzedaje, to można spróbować przenieść ją na ekran, jednak to też trzeba robić umiejętnie.
Co z tego, że w pewnym stopniu trzymamy się orginalnej historii, jeśli zmieniamy milion wątków pobocznych i efet końcowy jest marny? Może ktoś kto nie przeczytał książki, ale obejrzał film będzie zadowolony- ale co z ludźmi, którzy chcieli sprawdzić czy ich wyobrażenie o postaciach będzie prawidłowe, a nagle okazuje się,że np. główny bohater zamiast być 20letnim chłopcem, okazuje się 45letnim mężczyzną? albo kiedy jeden z ważniejszych wątków zostaje pominięty, ukrócony lub całkowicie zmieniony? Czy jako widz muszę godzić się na takie 'niszczenie' dzieł literackich? Nie muszę, ale niewiele mogę zrobić. Bo czym jest widz w porównaniu do wielkiego reżysera i jego wizji? Teoretycznie widz jest najważniejszy,bo ma być odbiorcą,  ale powinien być zadowolony, a nie zniesmaczony po wyjściu z kina.
Kilkukrotnie zdarzyło mi się, że po obejrzeniu ekranizacji jakiejś książki miałam ochote wymazać to z pamięci, bo niszczyło całokształt książki.
A teraz wracam do czytania kolejnej książki... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz