wtorek, 27 kwietnia 2010

Czasami nienawidzę siebie.

Często i gęsto myśle sobie, że jestem na prawde naiwna. Daje sie nabrać na swoją silną wolę, że uda mi się zrobić coś, co zamierzam.. idealnym przykładem jest rzucanie palenia.. i zawsze nic z tego nie wychodzi... jak tylko myśle o tym, żeby w końcu rzucic to cholerstwo przypomina mi się takie krótkie  stwierdzenie znajomego: "nie dam Ci fajki, bo zaczniesz palić i będę miał Cie na sumieniu"... no i chyba go zawiodłam.
Nabieram się też na to, że często wydaje mi się, że jestem bliska jakiegoś celu, a w końcu okazuje się on zbyt odległy, żebym mogła go "złapać". Przez ostatnie  dwa.. może trzy tygodnie codzień nabieram się  na to samo... i dla jednych wydaje się to być błahostką, ale dla mnie to coś zupełnie odmiennego... Jednak jest to dla mnie ważne, może nie najważniejsze, ale zajmuje wysokie miejsce w hierarhii tych waznch rzeczy. Kurcze... i znow mnóstwo powtórzeń:)

A teraz z serii życiowych przemyśleń. Chciałam  to napisać już dawno dawno, ale najpierw musiałam się upewnić. Nie wiem dlaczego i zapewne nigdy sie nie dowiem.. a moze sama na to wpadne. Ludzie niby otaczają się gromadą znajomych, mają przyjaciół ale jak przychodzi co do czego to i tak nie mówimy im tego, co nas na prawde gryzie, tego co sprawia nam ból. Z przyjaciółmi dzielimy się głównie dobrymi informacjami, jakimiś przeżyciami, ale kiedy trzeba nam się wygadać tak w 100procentach to wybieramy zupełnie przypadkowe osoby. Jakiegoś znajomego, z którym widzimy sie razx na jakis czas, albo idziemy z nim na spacer.. moze to strach przed tym, ze przyjaciel nie zrozumie do konca, i ze bedzie pozniej na nas dziwnie patrzyl, a jakis "obcy" człowiek nic złego nam nie powie, nie zruga nas, nie będzie dziwnie patrzył. Moze jest tez tak, że na tyle dobrze znamy swoich "starych" znajomych, ze wiemy jaka bedzie ich reakcja, a chcemy się otworzyć na nowe myślenie innych ludzi.
Gryzie mnie to od jakiegoś czasu i nie moge dojśc do jednego, normalnego i wiarygodnego dla mnie wniosku.

Zaczełam się też zastanawiać dlaczego tak jest, że jedni się starają i próbują i nic im z tego nie wychodzi a inni od tak mają coś co chcą.
Dlaczego też nie można pomyśleć racjonalnie i zobaczyć jak ktoś się stara, tylko miec "klapki na oczach" i widziec wszystko tak jak jest i nie chciec tego zmienic. Moze  wygodniej jest nie zmieniac tego co jest, nie otwierac sie na nowe sytuacje.. ale przeciez zycie sie zmienia, swiat sie zmienia...

"Tempora mutanturet nos mutamur in illis"
"czasy sie zmieniają i my się w nich zmieniamy" . Nie wiem czyje to słowa, ale są piękne:)

sobota, 24 kwietnia 2010

Generalnie

Od kilku dni jestem pełnoletnia, ale jakos nie czuje wielkiej roznicy. Nadal jestem tą samą osobą, zachowuje się tak samo, mam te same zainteresowania, te same wady i te same zalety. Celowo uzywam często zwrotu "te same", bo tak na prawde zmieniła się tylko cyferka w polu "wiek" na naszej klasie, i w moim portfelu przybędzie tylko kolejny plastik.
Właściwie, to zastaawiam się tylko, dlaczego nabrałam jakiejś dziwnej odwagi. Nie wiem co się za tym kryje, czy wybory, których dokonuję są dobre, czy złe. Ale to zapewne wyjdzie w przysłowiowym "praniu".
Czasami chciałabym bardzo wrócić do dni, które przeminęły bezpowrotnie, i które mogę tylko oglądać oczyma wyobraźni. Chciałabym znów znaleść się w tym małym Raciążu, z tymi ludzmi, z takim nastawieniem do życia, jakie miałam, chciałabym znów uslyszeć śmiech mamy, i strasznie tęsknie za naszymi codziennymi kłótniami. Może to dziwne, ale tak jest, kiedyś nienawidziłam tych chwil, kiedy się kłóciłyśmy, ale teraz tęsknie za nimi i to bardzo.

Człowiek zawsze zauważa co ma, kiedy traci to. Często chcielibyśmy zmienic cos, ale decydujemy się na to za późno. Ale jak mówi mądre przysłowie "mądry Polak po szkodzie".

Wiem, że nie jestem taka jaką chcieliby ze mnie zrobic coto poniektórzy, ale niestety, zawiodę was moi drodzy, otóż nie jestem ludzikiem z plasteliny, ani szmacianą lalką, czy zdjęciem, które można zmienic w photoshopie.

Czy ludzie na prawde nie potrafią docenic tego co mają? czy na prawde musimy zazdroscic innym i nie zauwazac, jak nasze szczęście ucieka nam przez palce?

"czyste intencje, to sposób byś poczuł jak smakuje szczęście"

sobota, 10 kwietnia 2010

żałoba narodowa

znicze, które mieli zapalić dla ofiar Katynia.. będą płoneły dla nich.
Dziś całą Polską oraz światem wstrząsnęła ta tragiczna wiadomośc o śmierci Prezydenta, jego żony i tylu ludzi... 89 pasażerów i 7członków załogi. Jest to straszna tragedia, ale kto wpadł na pomysł, żeby tylu ludzi "wysokiego szczebla" leciało jednym samolotem? przecież tyle teraz słyszymy o między innymi atakach terrorystycznych. Ale stało się. Nasz kraj został bez prezydenta...
"miał byc tutaj dzisiaj prezydent RP, niestety pana prezydenta nie ma z nami.. doszlo do katastrofy lotniczej" takie słowa zabrzmiały w Katyniu dziś rano...
"właśnie tu i właśnie w taką rocznicę,,,"

Ziemia KAtyńska karmiona jest polską krwią....

czwartek, 8 kwietnia 2010

zmęczenie materiału

Niby święta to czas, kiedy powinniśmy odpocząć, ale ja zupełnie tego nie czuję. Wolę już chodzić do szkoły, w której kompletnie nic sie nie dzieje. Jutro wybieram się na kolejną debatę, tylko za bardzo nie wiem o czym, pewnie znów będę improwizować:)
Wczoraj Urząd Miasta, gadanina prezydenta (bo inaczej tego nazwać nie można) no  i następnie wykład doktora Politologii. Z większością rzeczy, które powiedział, nie zgadzam się. No i nie tylko ja.
Jednym z jego twierdzeń, popartych cyferkami i dziwnymi formułkami, było to, że ludzie lepiej wykształceni chętniej pomagają, np. zostają wolontariuszami, tudzież  dają pieniądze na cele charytatywne. Guzik prawda.
Chociaż było coś, z czym się w jakimś stopniu zgadzam, mianowicie, to, że chętniej pomagają ludzie z małych miasteczek i wsi, niż z większych czy mniejszych miast. No i to jest prawda.

W środę czułam, że mam dobry dzień, spotkałam kilku znajomych, których dawno nie widziałam. Pomyślałam sobie, że trzebaby odezwać się do kilku osób. Zauważłam też, że wielu ludzi np, przez jakiś czas pisze, rozmawia z kimś bez przerwy, sms-y, telefony, spotkania, kawa, spacer.. a później nic. I czasami ta przerwa trwa miesiąc, dwa a czasami dłużej. Niestety tak już jest, że nie zawsze mamy czas dla ludzi, dla których mieć byśmy go chcieli.
No i jest pewne miejsce, które chętnie bym odwiedziła, ale kiedy pomyślę, że mogę spotkać tam.. pewną osobę, to zastanawiam się nad sensem wyprawy tam.  Pozyjemy, zobaczymy.

Wracając do środy... tego dnia do pełni szczęścia brakowało jednego gestu lub kilku słów, ale wiem, że aby się one pojawiły, muszę się  postarać, chociaż może to być walka z wiatrakami..

Z wiatrakami walczył Don Kichot.. ilu z nas jest jak on? a ilu boi się podejmować wyzwania...?

sobota, 3 kwietnia 2010

pomyslmy

Zanim cokolwiek się zaproponuje, powinno się to przemyśleć wiele razy. Nawet jesli wydaje sie to błahostką. Ot dzisiejszy przykład, propozycja na fb aby zrobić cos podobnego do akcjiT4 przeprowadzonej w Rzeszy. Dlaczego w obecnych czasach ludzie myślą tak płytko? Jesli taki "oprawca" nagle stanie się "ofiarą" to czy nadal będzie zwolennikiem T4? Śmiem twierdzić, że nie, że wręcz przeciwnie, bedzie robił wszystko, aby ją zakończyć. Czasami bezmyślenie ludzi mnie przeraża. Widzenie rzeczywistosci jednopłaszczyznowo. Wielu ludzi widzi wszysko tylko ze swojej strony, idealnie poukladanego zycia, wspanialych planow, dobrego zdrowia, a nie mysli o tym, ze nagle moze przykladowo ciezko zachorowac, czy nawet ulec wypadkowi i jego zycie zmieni sie o 360*.  Ale po co myslec o tym co bedzie pozniej, skoro niektorzy idioci, widza to co jest tu i teraz.

Jesli mowa o naglych sytuacjach. To wlasnie wtedy okazuje się, czy tak na prawde mamy tylu przyjaciol ilu nam sie wydaje. Bardzo czesto dzieje sie niestety tak, ze gdy kogos potrzebujemy, jest on jakby poza zasiegiem. Ale gdy np wygramy jakąś okrągłą sumkę w Totka przykładowo, to wtedy mamy pięciuset znajomych i jeszcze więcej przyjaciół...
Polska rzeczywistośc jest chora. Ale dopóki ludzie sobie tego nie uświadomią, dopóty tak pozostanie.

I z takim przemyśleniem ide spac.

piątek, 2 kwietnia 2010

ehe

Wszystko fajnie. Gdyby nie to, ze od srody spalam na dzialce, prawie calymi dniami opiekowalam sie małym, krotko spalam.. denerwowalam sie tym, ze na swieta nic nie jest gotowe... korzystajac z okazji, ze bylam w domu na chwile, zdazylam troche sprzątnąć. Ale to i tak tylko czubek góry lodowej. jutro trzeba posprzątać, zrobić zakupy, isc ze swieconka, przygotowac jakies jedzenie na swieta.. no  i jechac po zaproszenia, bo w niedziele chyba do Avy. Ten  tydzien byl bardziej meczacy niz jakikolwiek inny.
Poza tym jak to wczoraj kuzynka ujela "jak sa dwie kobiety to zawsze sobie poradza, a jak jest facet i kobieta, to kobieta zasuwa a facet ma wszystko w dupie" no i tak chyba jest.. ja pilnowalam mlodego, kleilam adresy, pilnowalam kominka, a ona sprzatala, gotowala itp. to jest jednak zaradnosc i podzial obowiazkow. Chociaz zaczelo mnei to troche wkurzac, gdyz co jakis czas bylo "mozesz zostac z malym? ja tylko skocze.. " no i cos co mozna zrobic w 1/2 godziny trwalo nawet do 5h.. co zaczelo mnie nieziemsko wkurzac...