czwartek, 30 grudnia 2010

Suma Sumarum, czyli podsumowanie mijającego roku.

Czyli krok po kroku Dona robi podsumowanie 2010 roku;)
Styczeń- czyli pierwszy miesiąc, który zwiastował zmiany w moim życiu. Ferie, czyli pobyt w naszej pięknej stolicy. Muzeum Powstania Warszawskiego i duzo przemyslen po wyjsciu stamtad. Były też inne chwile, takie jak na przykład długie dyskusje w salonie sieci plus, i nowy telefon.
Luty- Hm, szczerze mówiąc (a raczej pisząc) nie pamiętam co się wtedy działo, pewnie było coś, co warto byłoby opisac i sobie przypomniec, ale teraz nic nie przychodzi mi do głowy.
Marzec- Czyli na samym początku urodziny Izabeli;) a, no i podejrzenia, że Maja jest w ciąży:) co okazało się prawdą i mamy dziś na tym świecie małą Paulinkę;)
Kwiecień- Chronologicznie raczej nie będzie;) Z rzeczy dla mnie najważniejszych, to na pewno było moje wejście w tak zwaną dorosłość, w którą volens nolens weszłam wcześniej. Świętowanie wymarzonych przez wielu 18 urodzin odbywało się aż 4 razy;) przy czym trzy dni pod rząd:) Kolejna sprawa, ważna dla naszego kraju, to oczywiscie tragedia z 10 kwietnia, któa wstrząsneła całym krajem i nie tylko. Był to dzien, kiedy z naszego swiata odeszło wiele osób cenionych i poważanych. Ah, i tutaj przypomina mi się podróż do Warszawy dzień wcześniej;) oraz Konferencja Samorządów, która odbyła się tegoż dnia. Hm, czy w tym miesiącu bylo coś jeszcze? nie wiem, możliwe;)
Maj- Czyli świętowanie urodzin w klubie. Wspominam ten dzień dobrze. Impreza była udana, wróciłam z niej zadowolona;) a 26 maja dołączyła do naszego grona mała Paulinka, o której juz wczesniej pisalam;)Poza tym,prowadzenie majówki 1i3 maja, tez było miłym doświadczeniem.
Czerwiec, czyli miesiąc, który budzi u mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony złość i gniew, z drugiej radość i pełnie szczęścia a z innej poczucie bycia dorosłą i brania wszystkiego w swoje ręce. Czyli po kolei- informacja o tym, że no niestety, w tym roku szkolnym mi nie poszło. Następnie, czerwiec 'przyniosl' mi faceta, ktoremu przy okazji dziękuję, że jest i wytrzymuje z taką cholerą jak ja;P;) Później zaczeła się pierwsza praca, taka już bardziej serio;) czyli praca w Cukierni Adama Sowy. Poznałam tam wielu ludzi, którzy nauczyli mnie tego i owego. A i sam Pan Adam- bardzo miły człowiek. Poza tym w tak zwanym międzyczasie poprowadziłam piknik słowianski na którym to jako prowadzącapowinnam zachowac powagę, ale jakoś tak wyszło, że bawiłam się tam jak małe dziecko z Bractwem Wojowników Kruki.
Lipiec - Upłynął w całości pod znakiem pracy. I w każdej wolnej chwili odpoczynkiem,korzystaniem z wakacji i spotkaniami z Nim:) Oraz 3dniowa wizyta w Golubiu Dobrzyniu, który pomimo, że jest małym miastem, jest bardzo urokliwy.
Sierpień- również pod znakiem pracy, ale tylko do 15;) A juz kilka dni później siedziałam w samochodzie w drodze do Warszawy. Swoją drogą, to miasto ma w sobie coś, co sprawia, że bardzo je lubie. A w stolicy? bardzo miły pobyt, to był czas kiedy pod Pałacem Namiestnikowskim stał krzyż, wiąże się to z moją rozmową zpanem policjantem -Przepraszam, jak dojśc do Pałacu i do krzyża? -Tam, tam tam,.. a co, chce go pani zabrać?:) Do teraz to wspomnienie wywoluje u mnie gromki śmiech. A tego dnia, kiedy właśnie rozmawiałam z tym panem, ktorego pozdrawiam, odbywał się Verva Street Racing, jak dla mnie za głośno, ale (mówiąc jak blachara;p) lubie patrzeć na szybkie auta:). Z serii Warszawskiej, była tez wizyta w Łazienkach Królewskich, oraz parku na Agrykoli. A powrót był również ciekawy, gdyż była to tylko trasa Warszawa-Łódź-Bydgoszcz:P
Wrzesień- czyli nowe wyzwania, nowa klasa. Ale jakos dałam radę. Z tym miesiącem nie kojarzy mi się już nic więcej.
Październik, czyli miesiąc, w którym działo się coś, o czym przed chwilą pamiętałam, ale teraz uleciało w powietrze...
Listopad- miesiąc, w którym zaczełam zauważać, jak bardzo się zmieniłam. Potrafiłam sobie powiedziec, że boję się czegoś, czego bać się nie powinnam, bo wydaje się być to irracjonalne. W tym miesiącu minął również rok, od kiedy Cię nie ma.. mamo. Ale przez ten rok stałam się silną kobietą, tak kobietą, bo mała dziewczynka, która we mnie żyła, chyba już odeszła w zapomnienie. Chociaż może źle to ujęłam, zapomnienie, to zbyt odległe określenie. To nie zapomnienie, lecz.. jakby to ująć.. sama nie wiem. Wiem, że ta mała dziewczynka nadal we mnie żyje, ale na razie wie, że nie może się ujawnić.
Grudzien, czyli dwunasty miesiąc zmian w moim życiu,które jednak zachodzą w nim bez mojej wiedzy i woli. Wiadomo, w grudniu mamy święta Bożego Narodzenia,które spędziłam w rodzinnym gronie, cieszę się z tego bardzo, że jakby nie patrzeć mam wspaniałą rodzinę.Mają swoje za uszami, ale ważne, że są.
O, i coś, co mnie rozbroiło,nazwijmy to małym spóźnieniem do kina. O godzinie 19.15 wbiegłam do kina, na film, który zaczął się zaledwie godzinę wcześniej;)
W grudniu zrozumialam także, że mam wspaniałego tatę. Może nie zawsze daje to odczuc, ale jest na prawde niesamowitym człowiekiem.

Czyli suma sumarum, rok nie był ani dobry, ani zły. Po prostu był.